Dzielni rowerzyści, trudne warunki pogodowe i bezdroża kazachskiego stepu – tak najkrócej można scharakteryzować I etap sztafety JednoŚladami Andersa – z Astany do Aralska.

Już w pierwszych dniach po przylocie odczuliśmy na własnej skórze czym jest buran – wiatr stepowy wiejący bez przerwy z prędkością 40-60 kilometrów na godzinę. Powodował, że -5 stopni na termometrze w odczuciu było dwudziestoma stopniami poniżej zera, a jazda pod jego podmuchy była w zasadzie niemożliwa.

Pierwsze pokonywane odcinki wyznaczały nam kolejne serdeczne spotkania z kazachską Polonią – potomkami zesłańców syberyjskich, z których gen. Anders formował swoje oddziały. Im dalej w step, tym osiedla ludzkie były rzadsze. Wszędzie jednak, gdzie spotykaliśmy Kazachów, byliśmy serdecznie i entuzjastycznie przyjmowani. Wielokrotnie, dzięki gościnności tubylców, łatwiej było o ciepły posiłek i dach nad głową podczas noclegu. Dla mijających nas kierowców ciężarówek byliśmy w nużącym stepowym krajobrazie atrakcją. Tak wielką, że zatrzymywali się aby zrobić wspólne zdjęcie i chwilę porozmawiać, a nawet podarować kilka tysięcy tengów (tamtejsza waluta, 1 tenge to mniej niż jeden grosz) na kawę w najbliższym możliwym miejscu.

Trasa w terenie wielokrotnie mijała się ze wskazaniem map i GPS. Raz asfalt był, innym razem przychodziło nam pedałować po rozjeżdżonej i zamarzniętej glinie. Buran cały czas nie odpuszczał, a ziemia była tak zmrożona, że nocleg w stepie wymagał przywiązania namiotów do leżących na ziemi rowerów – nie sposób było wbić w nią śledzi. Rano musieliśmy rozcinać baniaki z zapasem wody, żeby dzień zacząć choćby namiastką gorącej kawy. Za to bezchmurne, kazachskie, stepowe niebo ujawniało w nocy piękno milionów rozświetlających je gwiazd.

Po ponad 3 tygodniach w trasie i przejechaniu 1381 kilometrów, zmęczeni i szczęśliwi dotarliśmy do Aralska. Mieliśmy jeszcze czas by na własne oczy zobaczyć ogrom katastrofy ekologicznej, jaką spowodował człowiek, niszcząc Jezioro Aralskie. Niegdyś czwarty na świecie pod względem powierzchni naturalny zbiornik wodny, po 60 latach mniejszy o ponad 80% i prawie zupełnie martwy.

Projekt „JednoŚladami Andersa dał nam możliwość przeżycia czegoś wyjątkowego, spotkania niesamowitych ludzi, sprawdzenia siebie i sprzętu. Miesiąc na rowerze zimą za nami! Nie

W Aralsku zrobiliśmy pełen serwis rowerów, które miały wieźć kolejną ekipę. Przekazaliśmy pałeczkę sztafetową (mapę), „dziennik z podróży”, sakwy, Misia Wojtka, kamizelki, kurtki, namioty i śpiwory… i ruszyliśmy do domu. W Polsce ponoć zima łagodniejsza!

fot: W.Kucinski
/PK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *