Etapowi X West, w pocie czoła, udało się ukończyć swoją część sztafety JednoŚladami Andersa. Wyruszyliśmy 3 czerwca z Mediolanu, przedarliśmy się przez szwajcarskie Alpy i dotarliśmy do Paryża 15 czerwca. To była nietypowa podróż po Europie – niektórzy z nas już po niej podróżowali, ale forma rowerowa to zupełnie inna bike’a! [bajka]! 

Wizyta we Włoszech, Szwajcarii, Francji

Nasz etap przebiegał przez 3 kraje. Oczywiście moglibyśmy przejechać tę trasę w łatwiejszy sposób – omijając szwajcarskie Alpy. Jednak wybierając trasę przez Szwajcarię, udało nam się spełnić nasze małe i większe marzenia: odwiedziliśmy Międzynarodowe Centrum Skautowe w Kanderstegu, podziwialiśmy piękne górskie krajobrazy oraz zdobyliśmy przełęcz Nufenen Pass – wspięliśmy się rowerami na wysokość 2478 m n.p.m., czyli tylko trochę mniej od polskich Rysów! 

Spotkania z ludźmi

Sztafetę JednoŚladami Andersa tworzą głównie spotkania z ludźmi: to oni pamiętają Generała i potrafią wskazać ślady 2. Korpusu, dzielą się historią i doświadczeniem, inspirują! 

Mieliśmy możliwość poznania bliżej osób różnych narodowości, także ich style życia, to jak mieszkają, czym się zajmują i interesują. Każde spotkanie to niezwykle ubogacające wydarzenie! 

Rozmawialiśmy z przedstawicielami polskiej dyplomacji – konsulami oraz ambasador Polski w Szwajcarii, którzy chętnie dzielili się wiedzą nt. tego, jak działali Polacy na danym terenie na przestrzeni czasu. Prowadziliśmy także długie konwersacje z osobami, które zdecydowały się nas ugościć w ramach 'warm showers’ – m.in. podróżnikami, artystami. Oraz nie zawiedliśmy się na skautach! Przekonaliśmy się, że idea braterstwa, otwartość, chęć dzielenia się i pomocy charakteryzują każdego skauta, niezależnie w jakiej części świata mieszka! 

Rowerowe wyzwanie 

Dla każdego z nas Nufenen Pass, czyli przełęcz w Alpach o wysokości 2478 m n.p.m., była prawdziwym wyzwaniem. Podobnie wyzwaniem mogło być to, że codziennie robiliśmy sporo kilometrów i przewyższeń. Nierealne marzenia stały się rzeczywistością! 

Każdy z nas miał inną granicę pomiędzy tym, co było wyzwaniem, a co nierealnym planem w danym momencie życia. Każdy z nas starał się dotrwać, jednak zdarzyło się podjeżdżanie pociągiem. Nie sprzyjała nam zbyt wysoka temperatura, kontuzje, bóle w różnych częściach ciała. Mimo to daliśmy radę dotrzeć do mety i odnaleźć ślady Andersa! 

Wymiar historyczny 

JednoŚladami Andersa to inny wymiar poznawania historii. Doświadczyliśmy na własnej skórze, jak długi i jak męczący musiał być szlak armii Andersa. Rozmawialiśmy z ludźmi interesującymi się historią, którzy opowiedzieli nam ją z perspektywy tego, co działo się na terenie danego kraju w określonym czasie – czyli gdzie Polacy byli tylko częścią historycznych zawirowań. Ważne jest też to, że przed rozpoczęciem podróży musieliśmy sami zdobyć wiedzę i utrwalaliśmy ją, przekazując ją innym. Chętnie korzystaliśmy w tym celu z książki 'Szlak Nadziei’ Normana Daviesa. 

Ślady Andersa

Nasz etap, przebiegający drogą lądową z Mediolanu do Paryża, miał być czysto symboliczny, ponieważ 2. Korpus zakończył swój marsz w Bolonii, we Włoszech. Dlatego też nie spodziewaliśmy się znaleźć na naszej trasie bezpośrednich śladów Andersa. A jednak! Teren obecnej Francji, Szwajcarii i ogólnie Europy nosi wiele śladów Polaków, którzy uciekali z naszego kraju na czas II WŚ. A tropy związane z Andersem to np. osoba pana Leona Piesowockiego, który jest żyjącym przedstawicielem tzw. artystów Andersa. Ma 98 lat i mieszka w okolicy Montelimar, na południu Francji. Wyraźnym śladem jest także Dobry Maharadża, który zabrał około 5 tys. polskich dzieci i sierot idących z Andersem do Indii i udzielił im schronienia oraz edukacji. A pan Konsul Hubert Czerniuk, przedstawiciel Konsulatu w Lyonie, okazał się wnukiem oficera walczącego pod Monte Cassino, ppłk Pawła Czerniuka! 

Turystycznie

Każdy z nas ma za sobą jakieś podróże. Ale chyba żadne z nas nie miało okazji, by zwiedzić tyle pięknych wsi, miasteczek, aglomeracji i delektować się krajobrazami tak intensywnie, w takiej ilości, w tak krótkim czasie. Podróżowanie było okazją do szlifowania angielskiego (a także francuskiego) i ogólnego porozumiewania się, nawet kiedy przypomina to kalambury i język migowy lub jest wspomagane tłumaczem google. 

Nasza sztafeta jest podróżą w bardzo harcerskim stylu. Na szczęście wygospodarowaliśmy czas, by po prostu, turystycznie, pozwiedzać. Zobaczyliśmy Mediolan, Bern, Lyon, Dijon i Paryż. 

W Ticino zaopiekowała się nami Ania z Ticino Vicino, która zorganizowała nam nocleg i pokazała piękną okolicę, a także sama dołączyła na cały dzień naszej jazdy! W Paryżu także trafiliśmy we właściwe ręce. Zostaliśmy ugoszczeni przez Kasię, uczestniczkę Bike Jamboree Around The World. Chętni zwiedzili Paryż pod jej przewodnictwem, a wszyscy mogliśmy posmakować pyszności przygotowanych przez nią! Ślimaki, szakszuka, sycące tosty z jajkiem (Madam Croque), bagietki z różnorodnymi serami. Było to świetne zakończenie naszego wyjazdu, w kontraście do żywienia się przez dwa tygodnie makaronem oraz batonikami. Kto również chciałby posmakować Paryża serwowanego przez Kasię, może poczytać tworzonego przez nią bloga oraz wydane przez nią przewodniki.

Z naszej intensywnej podróży wracamy zainspirowani do podejmowania dalszych wyzwań! 
Do służby w swoich środowiskach i dzielenia się tym, co zyskaliśmy dzięki tej przygodzie. 
Do jeżdżenia coraz więcej, dalej, wyżej, częściej!

Pozdrowienia! Basia, Emilka, Julia, Ola, Grzesiek i Wojtek